Już jestem! Przepraszam, dawno mnie tu nie było... Szkoła, obowiązki, sprawdziany, nauka...
Od niedzieli jestem znowu w internacie. Ten tydzień minął jak z bicza strzelił. Ani się nie obejrzałam, a tu weekend. Niestety w internacie nie ma wielu możliwości do gotowania, ale to nie znaczy, że blog przestaje istnieć ;)
Jako rekompensatę za moją nieobecność wstawiam recenzję z niedzielnego obiadu w Hotelu Prinz Albrecht.
Panuje tutaj miła atmosfera, a hotel oferuje ciekawe dania. Wybrałam "Gebratenes Rinderfilet mit Riesengarnelen auf Zuckerschoten, dazu Kartoffeln und Koriander-Limettensalsa" (21,50 Euro). Na polski: Wołowina z krewetkami na groszku cukrowym + ziemniaki i salsa z kolendry.
Mięso miało być medium - i było medium. Krewetki były dobrze przysmażone, ziemniaki świeże, tak samo jak sałatka. Salsa była lekka i dobrze doprawiona. Ogólnie mówiąc - pyszny obiadek na zakończenie ferii :)
Ten tydzień zapowiada się dosyć luźno - jak na razie tylko sprawdzian z angielskiego.
PS. Czekam na Wasze komentarze! Co mogę polepszyć, co by Was zainteresowało? Jestem otwarta na każde sugestie. Jest to mój pierwszy blog, więc dopiero się rozkręcam. Dajcie mi trochę czasu ;)
Muffiny zabieganej dziewczyny
piątek, 7 listopada 2014
sobota, 1 listopada 2014
Refleksje + obiad pożegnalny
Tak jak ostatnio pisałam - jutro wracam do internatu w Niemczech. Z tego powodu wybrałam się dzisiaj z Tatą do restauracji na "pożegnalny obiad". Tym razem nie zaskoczę Was żadną nową restauracją, bowiem tak jak wczoraj wybraliśmy się do Da Pietro :)
Spędziliśmy dzisiaj cudowny dzień przy pysznym obiedzie.
Tata na początek zamówił sobie Insalata mista, czyli mix sałat, pomidor, ogórek i sos winegret (16 zł). Ja w tym czasie ochoczo zajadałam świeże bułeczki (wypiekane w restauracji).
Sałatka ładnie się prezentowała. Warzywa były świeże, sos był lekki, nie dominował. Bułeczki również były smakowite - podane na ciepło z pesto :)
Później zamówiłam to, co Tata wczoraj, czyli Tagliatelle z kurkami i szałwią (menu sezonowe - 26 zł). Tata natomiast wybrał aglio olio, czyli świeże mule w oliwno-winnym sosie z czosnkiem (39 zł).
Zdecydowanie nie popełniłam żadnego błędu wybierając to danie. Tak samo jak wczoraj i dzisiaj smakowało znakomicie. Mule natomiast nie tylko pięknie się prezentowały, ale i w smaku były doskonałe! Sos idealnie do nich pasował.
Nie mogło zabraknąć również jednego z naszych ulubionych deserów - TIRAMISU! (16 zł)
W Da Pietro jest najlepsze tiramisu jakie jadłam! Lekkie, rozpływające się w ustach. Nie ma za dużo biszkoptów czy masy. Wszystko jest proporcjonalne. Masa nie jest ciężka, biszkopty natomiast również są leciutkie. Po prostu marzenie!
Każdy kto uwielbia włoską kuchnię musi wstąpić do Da Pietro :)
Spędziliśmy dzisiaj cudowny dzień przy pysznym obiedzie.
Tata na początek zamówił sobie Insalata mista, czyli mix sałat, pomidor, ogórek i sos winegret (16 zł). Ja w tym czasie ochoczo zajadałam świeże bułeczki (wypiekane w restauracji).
Sałatka ładnie się prezentowała. Warzywa były świeże, sos był lekki, nie dominował. Bułeczki również były smakowite - podane na ciepło z pesto :)
Później zamówiłam to, co Tata wczoraj, czyli Tagliatelle z kurkami i szałwią (menu sezonowe - 26 zł). Tata natomiast wybrał aglio olio, czyli świeże mule w oliwno-winnym sosie z czosnkiem (39 zł).
Zdecydowanie nie popełniłam żadnego błędu wybierając to danie. Tak samo jak wczoraj i dzisiaj smakowało znakomicie. Mule natomiast nie tylko pięknie się prezentowały, ale i w smaku były doskonałe! Sos idealnie do nich pasował.
Nie mogło zabraknąć również jednego z naszych ulubionych deserów - TIRAMISU! (16 zł)
W Da Pietro jest najlepsze tiramisu jakie jadłam! Lekkie, rozpływające się w ustach. Nie ma za dużo biszkoptów czy masy. Wszystko jest proporcjonalne. Masa nie jest ciężka, biszkopty natomiast również są leciutkie. Po prostu marzenie!
Każdy kto uwielbia włoską kuchnię musi wstąpić do Da Pietro :)
piątek, 31 października 2014
Czas powrotu + dwie nowe recenzje
Jak ten czas szybko leci. Dwa tygodnie zleciały jak z bicza strzelił. I tak oto nadszedł koniec ferii...
Zapewne powiecie teraz: "Koniec ferii? Jak to? Przecież nie ma w Polsce ferii jesienią!". Macie rację - w Polsce nie ma. Jednakże ja chodzę do szkoły w Niemczech - tam kwestia ferii i wakacji wygląda nieco inaczej.
Minione dwa tygodnie spędziłam w Krakowie. W niedzielę wracam do Niemiec i od poniedziałku czeka na mnie szkoła.
Podczas wolnego odpoczywałam, spotykałam się z przyjaciółmi, gotowałam oraz smakowałam. A jeśli mówimy o smakowaniu... Mam dla Was dwie nowe recenzje! Jedna mniej, druga bardziej pozytywna...
Zacznę może od tej gorszej.
W minionym tygodniu mój Tata miał urodziny. Oprócz tego, że upiekłam mu sernik (przepis na blogu), zaprosiłam go również na obiad do Malinowego Anioła w Zielonkach. Wszystko zapowiadało się sympatycznie. Obsługa miło nas przywitała, było mało osób, więc był spokój. Wnętrze jest bardzo ładnie urządzone.
Postanowiłam zacząć nasz posiłek od Bruschetty (10,50 zł). Tata zdecydował się natomiast na tradycyjny żurek z białą kiełbasą, jajkiem i ziemniakami (11,90 zł).
No cóż... Jak zapowiadała karta: Bruschetta – bagietka zapieczona w piecu z oliwą a podana z zimnymi pomidorami, czosnkiem i świeżą bazylią. Ok, było powiedziane, że pomidory mają być zimne, ale nikt nie mówił, że bagietka również ma być zimna... Szczególnie jeśli była zapieczona w piecu. W smaku była w porządku, oprócz tego, że dominował czosnek.
Żurek natomiast w smaku również był w porządku, ale był chłodny. Jak widać dania za długo czekały na podanie...
Zapewne powiecie teraz: "Koniec ferii? Jak to? Przecież nie ma w Polsce ferii jesienią!". Macie rację - w Polsce nie ma. Jednakże ja chodzę do szkoły w Niemczech - tam kwestia ferii i wakacji wygląda nieco inaczej.
Minione dwa tygodnie spędziłam w Krakowie. W niedzielę wracam do Niemiec i od poniedziałku czeka na mnie szkoła.
Podczas wolnego odpoczywałam, spotykałam się z przyjaciółmi, gotowałam oraz smakowałam. A jeśli mówimy o smakowaniu... Mam dla Was dwie nowe recenzje! Jedna mniej, druga bardziej pozytywna...
Zacznę może od tej gorszej.
W minionym tygodniu mój Tata miał urodziny. Oprócz tego, że upiekłam mu sernik (przepis na blogu), zaprosiłam go również na obiad do Malinowego Anioła w Zielonkach. Wszystko zapowiadało się sympatycznie. Obsługa miło nas przywitała, było mało osób, więc był spokój. Wnętrze jest bardzo ładnie urządzone.
Postanowiłam zacząć nasz posiłek od Bruschetty (10,50 zł). Tata zdecydował się natomiast na tradycyjny żurek z białą kiełbasą, jajkiem i ziemniakami (11,90 zł).
No cóż... Jak zapowiadała karta: Bruschetta – bagietka zapieczona w piecu z oliwą a podana z zimnymi pomidorami, czosnkiem i świeżą bazylią. Ok, było powiedziane, że pomidory mają być zimne, ale nikt nie mówił, że bagietka również ma być zimna... Szczególnie jeśli była zapieczona w piecu. W smaku była w porządku, oprócz tego, że dominował czosnek.
Żurek natomiast w smaku również był w porządku, ale był chłodny. Jak widać dania za długo czekały na podanie...
Na drugie danie zamówiłam sałatę z grillowanym kozim serem, świeżymi warzywami i musem pomarańczowo-miodowym (24 zł). Tata miał ochotę na pizzę. Wybrał opcję z lunch menu: pizza (30cm) z mozzarellą, sosem pomidorowym i do tego dwa dowolne składniki, w tym wypadku były to pieczarki i salami (13,90 zł).
Przy sałatce pojawił się problem: nie ma sera koziego, dostawca utknął w korku... Zaproponowano mi zamianę sera koziego na camembert. Zgodziłam się... Ogólnie sałata nie była nadzwyczajna. Ser był podany na grzankach (gdybym wiedziała o tym wcześniej to nie zamawiałabym Bruschetty). Moim zdaniem było zdecydowanie za dużo cebuli. Co do musu pomarańczowo-miodowego: smakował strasznie sztucznie.
Sałatką byłam rozczarowana, ale za to pizza była cudowna! Cienkie ciasto, dużo składników - jedna z lepszych pizz jakie próbowałam (Tata się ze mną podzielił). Jedynym minusem było to, że była na brzegach przypalona.
Oczywiście nie mogło zabraknąć deseru! Postanowiliśmy, że oboje zamówimy jeden z naszych ulubionych deserów - tiramisu (12 zł). W Malinowym Aniele nie podają go w formie ciasta czy w pucharku, ale w słoikach. A jaki jest w smaku? Dobry, chociaż jak dla mnie za dużo masy, za mało biszkoptów. Do tego masa była strasznie ciężka.
Podsumowanie: Byłam nieco rozczarowana - zimna Bruschettą, chłodna zupą oraz brak koziego sera. Miłe było natomiast to, że w ramach rekompensaty za brak koziego sera odliczono mi jeden deser z rachunku.
Moim zdaniem do Malinowego Anioła najlepiej zawitać na pizzę.
Kolejną restauracją jaką odwiedziłam w tym tygodniu (a mianowicie dzisiaj) była jedna z moich ulubionych restauracji w Krakowie: Da Pietro.
Jest to przyjemna, włoska restauracja dla osób chcących dobrze i w spokoju zjeść.
Dzisiaj postanowiłam zamówić dwukolorową zupę krem z pora ze smażonymi kurkami (z menu sezonowego - 14 zł). Również Tata się na nią skusił.
W smaku była obłędna! Zarówno cudownie prezentowała się na talerzu jak i smakowała. Kurki były idealnie usmażone. Zupa była lekko skropiona oliwą, co nadawało jej dodatkowego smaku (na szczęście nie była to śmietana - nienawidzę zup doprawionych śmietaną!).
Na drugie danie wybrałam Spaghetti Frutti di Mare (spaghetti z owocami morza na białym winie z oliwą, pietruszką i czosnkiem) (29 zł). Tata skusił się na Tagliatelle z kurkami i szałwią (menu sezonowe - 26 zł).
Oba dania smakowały nieziemsko! Makarony były na punkt ugotowane, nie miały ciężkich sosów. Owoców morza było sporo (kiedyś byłam w restauracji, gdzie podano mi rozgotowany makaron z owocami morza, których trzeba było szukać, a sos był tak płynny, że makaron w nim po prostu pływał). Kurki tak samo jak w zupie były idealnie usmażone.
Miejsca na deser już nie miałam, za to Tata chętnie skusił się na Suffle al cioccolato, czyli suflet czekoladowy na gorąco z gałką lodów waniliowych (18 zł). Oczywiście dał mi do spróbowania i muszę powiedzieć, że rewelacja! Płynna czekolada w środku idealnie komponowała się z lekkim sosem malinowym i lodami waniliowymi.
Da Pietro jak zawsze mnie nie rozczarował. Obsługa baaardzo miła i troskliwa, kuchnia przepyszna! Z czystym sumieniem mogę polecić każdemu tą restaurację :)
poniedziałek, 27 października 2014
Waniliowy sernik bez spodu
Październik to miesiąc, który zawsze mnie przytłacza. Tak samo jak listopad. Szaro, zimno, jednym słowem: nieprzyjemnie. Jednakże jest jeden plus: Mój Tata ma urodziny! :)
Z tej właśnie okazji upiekłam jego ulubione ciasto: Sernik. Tym razem postanowiłam jednak wypróbować nowy przepis i muszę powiedzieć, że wyszedł znakomicie. Na koniec polałam go ciepłym dżemem malinowym własnej roboty (przepis wkrótce). Marzenie... :)
Składniki na tortownicę o średnicy 26cm:
- 250g miękkiego masła
- 200g cukru
- 4 jajka (klasa M)
- skórka z jednej limonki
- 125g kaszy manny
- opakowanie budyniu waniliowego
- 1kg twarogu do serników
Masło i cukier zmiksować na kremową masę. Po kolei dodawać jajka cały czas miksując. Dodać skórkę z limonki, kaszę mannę i budyń - wszystko zmiksować na gładką masę. Na koniec dodać twaróg i wszystko wymieszać.
Masę wyłożyć do natłuszczonej i wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy. Piec ok. godziny w nagrzanym piekarniku. Termoobieg, 150 stopni.
Po upieczeniu zostawić ciasto do ostygnięcia w otwartym piekarniku.
Sernik najlepiej smakuje tego samego dnia. Można go polać podgrzanym dżemem lub innym sosem.
Smacznego :)
Z tej właśnie okazji upiekłam jego ulubione ciasto: Sernik. Tym razem postanowiłam jednak wypróbować nowy przepis i muszę powiedzieć, że wyszedł znakomicie. Na koniec polałam go ciepłym dżemem malinowym własnej roboty (przepis wkrótce). Marzenie... :)
Składniki na tortownicę o średnicy 26cm:
- 250g miękkiego masła
- 200g cukru
- 4 jajka (klasa M)
- skórka z jednej limonki
- 125g kaszy manny
- opakowanie budyniu waniliowego
- 1kg twarogu do serników
Masło i cukier zmiksować na kremową masę. Po kolei dodawać jajka cały czas miksując. Dodać skórkę z limonki, kaszę mannę i budyń - wszystko zmiksować na gładką masę. Na koniec dodać twaróg i wszystko wymieszać.
Masę wyłożyć do natłuszczonej i wyłożonej papierem do pieczenia tortownicy. Piec ok. godziny w nagrzanym piekarniku. Termoobieg, 150 stopni.
Po upieczeniu zostawić ciasto do ostygnięcia w otwartym piekarniku.
Sernik najlepiej smakuje tego samego dnia. Można go polać podgrzanym dżemem lub innym sosem.
Smacznego :)
czwartek, 23 października 2014
Zazie Bistro
Pogoda typowo jesienna. Deszcz, deszcz i jeszcze raz deszcz.
Byłam dzisiaj na Kazimierzu i korzystając z okazji wstąpiłam do polecanej mi już od dawna restauracji "Zazie Bistro". Mogę powiedzieć jedno: Nie zawiodłam się :)
Na początku skusiłam się na przystawkę: Kozi ser z konfiturą z cebuli zapiekany w cieście filo podawany z sałatką z gruszki i orzechami laskowymi. Mój towarzysz postanowił rozpocząć obiad od francuskiej zupy cebulowej.
Kozi ser idealnie komponował się z konfiturą z cebuli. Ciasto było chrupkie, kozi ser rozpływał się w ustach. Marzenie!
Zupa cebulowa również zacnie się prezentowała. Wystawały z niej 3 pokaźne bagietki zapiekane z serem. W smaku była idealna.
Później zdecydowałam się na sałatkę z krewetkami obsmażonymi w pomidorowym pistou, cukinią i serem Gruyere. Krewetki były idealnie usmażone - nie za miękkie, nie za twarde. Sałata była świeża i chrupka, sos pistou świetnie pasował do krewetek. Cała kompozycja była bardzo smaczna.
W czasie kiedy ja delektowałam się sałatką, towarzysz smakował się w tarcie z łososiem i szpinakiem + sałatce z winogron. Tarta była pokaźna i bardzo efektowna. Kucharz nie żałował szpinaku ani łososia. Nie była przesolona, smakowała cudownie. Do tego podana sałatka z winogron, która dodatkowo orzeźwiała danie.
Podsumowując: Na pewno był to udany obiad. Z wielką przyjemnością powrócę do tej restauracji :)
Byłam dzisiaj na Kazimierzu i korzystając z okazji wstąpiłam do polecanej mi już od dawna restauracji "Zazie Bistro". Mogę powiedzieć jedno: Nie zawiodłam się :)
Na początku skusiłam się na przystawkę: Kozi ser z konfiturą z cebuli zapiekany w cieście filo podawany z sałatką z gruszki i orzechami laskowymi. Mój towarzysz postanowił rozpocząć obiad od francuskiej zupy cebulowej.
Kozi ser idealnie komponował się z konfiturą z cebuli. Ciasto było chrupkie, kozi ser rozpływał się w ustach. Marzenie!
Zupa cebulowa również zacnie się prezentowała. Wystawały z niej 3 pokaźne bagietki zapiekane z serem. W smaku była idealna.
Później zdecydowałam się na sałatkę z krewetkami obsmażonymi w pomidorowym pistou, cukinią i serem Gruyere. Krewetki były idealnie usmażone - nie za miękkie, nie za twarde. Sałata była świeża i chrupka, sos pistou świetnie pasował do krewetek. Cała kompozycja była bardzo smaczna.
W czasie kiedy ja delektowałam się sałatką, towarzysz smakował się w tarcie z łososiem i szpinakiem + sałatce z winogron. Tarta była pokaźna i bardzo efektowna. Kucharz nie żałował szpinaku ani łososia. Nie była przesolona, smakowała cudownie. Do tego podana sałatka z winogron, która dodatkowo orzeźwiała danie.
Podsumowując: Na pewno był to udany obiad. Z wielką przyjemnością powrócę do tej restauracji :)
środa, 22 października 2014
Risotto z kurczakiem i warzywami
Pierwszym przepisem jaki zamieszczę na blogu jest pyszne, kremowe risotto z kurczakiem i warzywami.
Składniki na
2 osoby
- 2 filety z
kurczaka
- por
- marchewka
(2 sztuki)
- pietruszka
(2 sztuki)
- cukinia
- papryka
czerwona
- seler
-100g ryżu
risotto
- pół litra
bulionu + trochę do warzyw
- 15g masła
(do risotto)
-masło lub
oliwa do smażenia warzyw
Kurczaka ugotować lub usmażyć (jak kto woli).
Warzywa pokroić: pora, marchewkę, pietruszkę, cukinię w talarki; paprykę i
selera w kostkę. Rozgrzać masło bądź oliwę na patelni i smażyć warzywa przez 5 minut.
Dodać trochę bulionu i dusić pod przykrywką przez ok. 10 minut.
Rozpuścić masło na patelni. Dodać ryż risotto i krótko smażyć mieszając.
Następnie dodawać po trochu bulion, cały czas mieszając. Trwa to ok. 15 min.
Ryż risotto musi osiągnąć kremową konsystencję.
Nałożyć na talerz ryż risotto, na to warzywa oraz pokrojonego w kostkę
kurczaka.
Smacznego! :)
wtorek, 21 października 2014
Witajcie!
Może na początku odpowiem na zapewne ciekawe pytanie: Dlaczego zdecydowałam się założyć bloga i oczywiście o czym on będzie?
Otóż: Interesuję się gotowaniem. Jest to moje zamiłowanie. W związku z tym postanowiłam założyć bloga, żeby podzielić się z ludźmi moją pasją. Oprócz przepisów będą pojawiać się tutaj również ciekawostki żywieniowe jak i recenzje restauracji, a może czasem i produktów.
Mam nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie :)
Otóż: Interesuję się gotowaniem. Jest to moje zamiłowanie. W związku z tym postanowiłam założyć bloga, żeby podzielić się z ludźmi moją pasją. Oprócz przepisów będą pojawiać się tutaj również ciekawostki żywieniowe jak i recenzje restauracji, a może czasem i produktów.
Mam nadzieję, że każdy znajdzie tutaj coś dla siebie :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)